Czterdzieści lat temu powstała Solidarność Walcząca

Uczniowie z naszej szkoły uczestniczą w zawodach pływackich w Memoriale Marka Petrusewicza. Był to jeden z najbardziej utytułowanych zawodników Polski, rekordzista świata, a do tego wielki patriota. Warto dzisiaj przypomnieć postawę tego zawodnika, ale nie w kontekście sportowym. Marek Petrusewicz (1934–1992) był bowiem w latach 80. jednym z czołowych działaczy „Solidarności”. Uczestnik strajku w 1980 roku, po wprowadzeniu stanu wojennego internowany i pobity przez milicję. Był jednym z bliskich współpracowników Kornela Morawieckiego, założyciela „Solidarności Walczącej”, organizacji która w czerwcu tego roku obchodzi czterdziestolecie powstania. Przez wiele lat wiadomości o SW były niepełne, często w sposób świadomy lub nie fałszowane albo zupełnie pomijane. Ta ostatnia czynność była świadomie uprawiana przez niektóre kręgi polityczne i badawcze, by doprowadzić do „śmierci przez zapomnienie”. Dzisiaj jest inaczej – wiele już wiemy, chodzi o utrwalenie tej poznanej wiedzy.

Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 roku, dominowało hasło wśród podziemnej „Solidarności” „zima wasza, wiosna nasza”. Spodziewano się, że opór podziemia będzie na tyle silny, iż doprowadzi do obalenia komuny w Polsce. Były to złudne przepuszczenia. Władza komunistyczna skutecznie eliminowała opór, a społeczeństwo coraz bardziej było zmęczone codzienną walką o zabezpieczenie bytu – olbrzymie kolejki, braki zaopatrzenia w żywność, kilkuset procentowe podwyżki cen żywności wprowadzone zaraz na początku stanu wojennego itp. Malała liczba tych członków podziemia, którzy wierzyli, że zawalenie systemu politycznego będzie najbliższych kwestią miesięcy. Należało przygotować się na „długi marsz”, czyli walkę rozłożyć raczej na lata, niż miesiące. Tak przewidywał min. Kornel Morawiecki, który we Wrocławiu już od wielu lat prowadził działalność opozycyjną wobec komuny. Kornel Morawiecki, fizyk, nauczyciel akademicki i członek „Solidarności”, ukrywał się od chwili wprowadzenia stanu wojennego. Dokładnie obserwował i analizował działania władzy i podziemnej „Solidarności”. Uznał, że należy podtrzymać coraz mniejszy żar walki z komuna, poprzez założenie organizacji, która będzie aktywniej prowadziła opór, nie tylko w zakładach pracy, ale także poprzez uliczne demonstracje. Oczywiście, to wiązało za sobą określone konsekwencje, min. zaangażowanie w działalność konspiracyjną. Z tym nie było problemów, bowiem do SW nastąpił napływ nowych i młodych ludzi, którzy „liznęli” trochę wolności w okresie legalnej działalności „Solidarności” i nie godzili się na życie pod okupacją junty Jaruzelskiego. Było to zjawisko socjologiczne, kiedy następowała wymiana pokoleniowa w podziemiu. Solidarność Walcząca wydawała podziemną prasę, min. gazetkę o takiej samej nazwie. I to właśnie w mieszkaniu Marka Petrusewicza przy ul. Szybowcowej Barbara Sarapuk wraz ze współpracownikami prowadziła druk podziemnej „bibuły”. Solidarność Walcząca miała własne radio, wydawała publikacje w tzw „drugim obiegu”. Ba, dzięki uruchomieniu przez Stany Zjednoczone nieczynnego już satelitę Oscar 7, „Solidarność Walcząca” miała możność stosowania podsłuchów esbeckiej aparatury. Marek Petrusewicz był jednym z tych osób, które dokonywały nasłuchu prowadzonego w jednym z mieszkań przy ul Drukarskiej. Dzięki temu, specjalna komórka kontrwywiadu SW, kierowana przez Jana Pawłowskiego, pracownika naukowego Politechniki Wrocławskiej, rozszyfrowała system nadawania informacji esbeckich za pomocą szyfru. Przez wiele miesięcy esbecja nie mogła zorientować się dlaczego nie ma możliwości namierzenia działań organizacji. Specjalne grupy esbeków, które urządziły sobie siedzibę w jednym z pokoi na siódmym piętrze w Hotelu „Wrocław”, nazywanym w w esbeckiej terminologii „Białym Domem”, nie mogły złapać jakiegokolwiek tropu. W końcu szef bezpieki, minister Kiszczak, skierował do Wrocławia specjalną grupę, zaopatrując w najnowocześniejszy sprzęt i olbrzymie środki finansowe. Ale i te działania nie przyniosły specjalnych rezultatów. Nie mogły przynieść, bowiem SW była organizacją typu fraktalnego. To pomysł Kornela Morawieckiego, który matematyczny system został zastosowany przy tworzeniu organizacji. System fraktalny polegał na tym, że każda część stanowi oddzielną strukturę, a jej członkowie nie znają się i nie utrzymują ze sobą żadnych kontaktów. Mają natomiast takie same cele i zadania. Kiedy więc aresztowano Kornela Morawieckiego w listopadzie 1987 roku, który ukrywał się od 13 grudnia 1981 r, Solidarność Walcząca nadal mogła działać, bowiem każda oddzielna komórka wykonywała swoje czynności. To był system najbardziej skuteczny w walce z reżimem komunistycznym.

Solidarność Walcząca nie godziła się na jakiekolwiek ustępstwa wobec komunistów. Dlatego kiedy Kiszczak rozpoczął starania u władz „Solidarności”, by zorganizować „okrągły stół”, działacze SW tego nie akceptowali i krytykowali. Słusznie twierdzili, że taka taktyka doprowadzi nie do obalenia systemu komunistycznego, a do jego przekształcenia w formę posiadaczy państwowego kapitału. Jak okazało się, mieli rację, a dawni esbecy w III RP objęli w posiadanie firmy i banki. Tak z dawnych towarzyszy zrodziła się warstwa „kapitalistów”, jak na ironię, chroniona przez część dawnych działaczy opozycji „solidarnościowej”.

Marek Petrusewicz, podobnie jak i większość działaczy „Solidarności Walczącej”, po 1990 roku nie mógł pogodzić się z taką sytuacją. Podobnie jak Kornel Morawiecki byli spychani na margines, zapominani przez decydentów III RP. Mam nadzieję, że takie traktowanie patriotów, którzy narażali swoje zdrowie i życie dla dobra Polski, należy do przeszłości.

Bernadetta Kruk-Manasterska