Odeszli pozostając w naszej pamięci

Idąc cmentarna aleją szukam ciebie mój Przyjacielu...

Tak przed czterdziestu laty śpiewał polski zespół rockowy TSA. Słowa te jako żywo przypominają nam o zbliżającym się dniu 1 listopada, który w Kościele katolickim obchodzony jest jako Uroczystość Wszystkich Świętych (Solemnitas Omnium Sanctorum) ku czci wszystkich chrześcijan, którzy osiągnęli stan zbawienia, odchodząc spośród żywych. W tym dniu wspominamy naszych bliskich, znajomych i wszystkich, których poznaliśmy w ciągu naszego życia. Także nasze Koleżanki i Kolegów z pracy którzy pracowali w naszej szkole przy ul Drukarskiej 50. Nie jest możliwe, aby w tym miejscu wspomnieć o wszystkich pracownikach, wszak pamięć jest ulotna i nie o wszystkich dałoby radę napisać. Chociaż więc o niektórych, jacy odegrali w dziejach naszej placówki istotną rolę.

Prof. Anna Żyłko, nauczyciel historii, wicedyrektor szkoły. Jej doniosły głos brzmiał niczym dzwon wzywający na interesujące lekcje. Pomimo tego głosu, wspartego często surowym grymasem, serce Anny było wielkie i przyjazne każdemu uczniowi i wszystkim nauczycielom. Nigdy nie odmawiała pomocy, zawsze była otwarta na propozycje. W ocenach surowa, lecz sprawiedliwa, taką miała opinię wśród uczniów.

Prof. Danuta Muzyk, matematyk. Do tego profesjonalny przewodnik turystyczny po Wrocławiu. Odeszła nagle, zbyt wcześnie, mając wiele planów, których nie zdążyła zrealizować. Kiedyś miałam możliwość poznać jeden z marzeń Danuty– opracowanie przewodnika matematycznego po Wrocławiu. Przypomnienie postaci wybitnych matematyków, wywodzących się ze słynnej lwowskiej szkoły matematyków, którzy znaleźli się po wojnie we Wrocławiu. I wszystkich miejsc, jakie Wrocław im zawdzięcza. Nowatorskie ujęcie przewodnika, gwarantowałoby sukces wydawniczy. Niestety, Danuta nie zdążyła tego zrobić.

Prof. Halina Piszczek, człowiek wielkiego serca, obdarowująca uśmiechem i życzliwością wszystkich wokół. Znała bibliotekę szkolną jak własną kieszeń, potrafiła zachęcić wszystkich do lektury. Odeszła pozostawiając po sobie wielki żal tych wszystkich, którzy mieli szczęście poznać.

Prof. Halina Szewczyk zapisała się w annałach naszej szkoły jako niezwykle sumienny i pedantyczny pracownik. Tam wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik, a nawet jeszcze więcej. Tam nie było przypadkowości, nie załatwionych spraw, Szkoła była Jej domem, nawet dosłownie, bowiem mieszkała w szkolnym budynku. Żyła szybko, każdy pamiętał Halinę Szewczyk jako osobę niezwykle energiczną. Odeszła też szybko, stanowczo za szybko.

Prof. Irena Stelmaszak, nauczyciel przedmiotów ekonomicznych, przez wiele lat była przewodniczącą zespołu nauczycieli ekonomistów. Jej zasługą było współtworzenie pracowni symulacyjnej. W przeszłości nasza szkoła była swoistą „doliną krzemową szkół ekonomicznych”, nasi uczniowie odnosili sukcesy w olimpiadach, konkursach i projektach. Była w tym zasługa także prof. Stelmaszak.

Prof. Maria Białasik, nauczyciel fizyki. Chodząca encyklopedia naszej szkoły. Znała placówkę od podstaw, pracowała od 1959 roku. Opowiadała, jak po wybudowaniu obecnego budynku szkoły na początku lat 70. przenosili wraz z uczniami wyposażenie – ławki, stoły, pomoce dydaktyczne. Organizowała wycieczki szkolne i klasowe, była zwolennikiem zasady „nauczać chodząc, chodzić nauczając”. W ten sposób uczniowie poznawali Wrocław i jego okolice.

Prof. Bogumił Krzyżanowski, nasz wicedyrektor, uczył przedmiotów ekonomicznych. Namiętnie wypijał dziennie dziesiątki kaw, zwykłe „plujki”, do tego dziesiątki papierosów. Za pozorną maską surowości skrywało się wielkie serca, człowieka przyjaznego i uczynnego. Był bratankiem płk Aleksandra Krzyżanowskiego ps. „Wilk”, komendanta Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej. Kiedyś opowiadał, jak władza komunistyczna rządząca w Polsce po II wojnie światowej, utrudniała jego rodzinie po przyjeździe do Wrocławia. Matka nie mogła znaleźć pracy, a on sam miał kłopoty w szkole z powodu swego nazwiska i pochodzenia. Typowe ubeckie zachowania dyrekcji szkoły polegały na nieustannych próbach „polowania” na ucznia, by mieć powód usunięcia go ze szkoły. A kiedy, mimo wszystko, zdał maturę, utrudniano mu w dostaniu się na studia ekonomiczne.

Prof. Józef Dudziński – Jego pasją była matematyka i siatkówka. Miał swój własny system oceniania, w którym liczba 1 to byłą, jak mówili uczniowie, oceną wysoką. Znakomicie przygotowywał do matury, tłumacząc cierpliwie każdemu krok po kroku matematyczne prawidła. Jakby tego było mało, trenował siatkówkę, osiągając z podopiecznymi świetne rezultaty, min. kilkakrotnie mistrzostwa województwa. A w chwilach wolnych od pracy w szkole i treningów, organizował wycieczki dla uczniów po okolicach Wrocławia. Energia, pasja, umiejętność godzenia życia zawodowego i prywatnego były dla Józia wielką umiejętnością. Kiedyś opowiadał, w jaki sposób uczył dorosłych działań na ułamkach. Było to w szkole wieczorowej, która miała uzupełnić ich wykształcenie z zakresu ósmej klasy (dawniej szkoła podstawowa kończyła się po klasie siódmej). Niektórzy ni w ząb nie mogli pojąć działań typu jedna druga dodać jedna druga, równa się jeden. Józek wytłumaczył prosto:

– „Wypijesz pół litra wódki, potem kolejne pół litra. To ile razem wypijesz?”

– „Cały litr” – wołał ucieszony przerośnięty uczeń. Taki sposób nauczania sprawiał, że wiedza jakoś sama łatwiej „wchodziła do głowy”, a Józek zyskiwał szacunek, że niby nauczyciel, a wie, ile „człowiek pracy” jest w stanie wypić alkoholu. Józef pochodził z małej wioski. Nigdy nie wstydził się swego pochodzenia. Mówił, że życie na wsi nauczyło go ciężkiej pracy i pokory. Wobec uczniów którzy pochodzili ze wsi, miał więcej cierpliwości bo wiedział z własnego doświadczenia, że taki uczeń zanim przyjechał do szkoły, niejednokrotnie już musiał wcześniej wstać i pomóc w gospodarstwie.

W osobie Stanisława Dzieduszyckiego niczym w soczewce skupiały się dzieje naszego państwa i narodu XX wieku. Pochodził ze znamienitego rodu hrabiów Dzieduszyckich ze Lwowa. Jako małe dziecko nie zdążył wyjechać ze Związku Sowieckiego razem z innymi i trafił do domu dziecka. Jak opowiadał, był wychowywany na janczara, czyli wpajano mu komunizm w szkole i w sierocińcu. Ukończył studia chemiczne, został w wojsku, miał stopień oficerski. Pomimo zabiegów wyrugowania polskości, zachował w sobie pierwiastki narodowe. Kiedy nadarzyła się sposobność, uciekł do Polski, do Wrocławia. Wiedział, że tu mieszka jego stryj, znany dziennikarz, postać fetowana i ogólnie szanowana. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że za maską erudyty, który co miesiąc w piśmie wrocławskim „Odra” swoje felietony rozpoczynał od zwrotu: „Mój Drogi!”, krył się agent Służby Bezpieczeństwa, donoszący na swoich kolegów i znajomych. Stanisław także tego nie wiedział. Przyjechał jak do swego stryja. A ten Mu odmówił pomocy. Stanisław pozostał sam. A wtedy z pomocą przyszedł dyrektor naszej szkoły – Bolesław Małecki. Zatrudnił Stanisława, pomimo braku dokumentów. Stanisław został konserwatorem w szkole, zamieszkał w szkolnej ”kanciapie”. Tu miał dach nad głową i ciepło. Jak opowiadał, kilkakrotnie przychodziły propozycje „zaproszenia” z ambasady rosyjskiej. „Ja ich znam, te ich zaproszenia. Pójdę i wywiozą mnie na Syberię a potem kulka w łeb. Ja uciekłem z wojska, dla nich jestem dezerterem.” Trudy życia spowodowały, że Stanisław zachorował i w kilka lat później zmarł. Był niezwykle uczynnym człowiekiem, wielkiego serca, skory do żartów – typowy lwowiak, „kresowiak”, chociaż to były te „bliższe Kresy”, wszak Lwów to był prawie środek Polski.

Kilka lat temu odszedł prof. Andrzej Korczak, nauczyciel informatyki. W kontaktach międzyludzkich był niezwykle ciepłym i ujmującym człowiekiem. Mógł z kimś nie zgadzać się w wielu kwestiach, ale kiedy ten ktoś potrzebował pomocy, wsparcia, Andrzej był pierwszy. Starał się czynić wszystko, by świat był lepszy, pogodniejszy. Skory do żartów, kiedy była potrzeba, nie bał się wyzwań. Za działalność w pierwszej „Solidarności” był internowany po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r. Urodził się na zesłaniu, dokąd Sowieci wywieźli matkę w ciąży. Pomimo wielu trudów życiowych, zachował pogodę ducha do samego końca. Takim Cię Andrzeju zapamiętamy!

Pamięć ludzka jest niczym ścieżka – nie sprzątana – zarasta. Tak pamięć, nie kultywowana, zarasta siecią niepamięci. Człowiek żyje dopóty, dopóki pamiętamy o nim. Mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek czcić pamięć o naszych Koleżankach i Kolegach, dzięki którym ta nasza szkoła istniała i wychowała tysiące uczniów.

Bernadetta Kruk Manasterska